Droga z lotniska zajęła nam około godzinę, wysiedliśmy w okolicach placu Taksim, który znajduje się w dzielnicy Beyoğlu. No dobra, jesteśmy prawie na miejscu – pozostało nam tylko 8km do miejsca spoczynku 😉
Udało nam się namierzyć metro, więc czas zejść pod ziemię i przejechać trzy przystanki, dzięki czemu znaleźć się jeszcze bliżej „domu”… Tutaj pojawia się pewna ciekawostka – coś co na mapie wygląda jak „niedaleko”, w Stambule rządzi się innymi prawami. Ten ostatni kawałek wyniósł około 2 kilometry, z góki i pod górkę 😉
No ale dotarliśmy na miejsce i załomotaliśmy w drewniane drzwi. Otworzył i przywitał nas Yusuf – chłopak prowadzący tą miejscówkę. Trochę nam poopowiadał odnośnie okolicy, narysował trochę rzeczy na mapie, podpowiedził co nieco i pośmiał z nas, kiedy dowiedział się skąd szliśmy 😉
Czas iść spać, bo rano zaczynamy zwiedzanie!
Poranna kawa w Stambule
Gosia kawy z rana nie odpuści, a i mnie ta czarna substancja trochę postawi na nogi. Idziemy rozglądnąć się po okolicy – sprawdzić gdzie można wypić kawę, najlepiej jak najtaniej 😉
No i oczywiście coś wsunąć, bo trochę głód w oczy zaglądnął…
Teraz mamy energię potrzebną do zwiedzania najważniejszych zabytków tego wspaniałego miasta!
Rekonesans w desczu
Pierwszy dzień miał być deszczowy – wg. prognoz – i taki też był. Kupiliśmy kartę, która pozwalała nam wchodzić do muzeów, zmiast stać w kolejce za biletami (bardzo to wygodne) oraz namierzyć miejsca, które odwiedzimy w najbliższych dniach.
Mauzoleum Sułtana Ahmeda i jego dzieci
Ma piękne ażurowe ornamenty, które wyglądają jak wycięte z marmuru koronki. Również ściany są bogato udekorowane i jak przystało na wschód – barwnie i z przepychem zdobione. Jednak definicję przepychu mieliśmy dopiero poznać, kilkaset metrów dalej…
Niebieski Meczet (Blue Mosque)
Ten najpiękniejszy meczet powstał jako efekt „kompleksu” pewnego sułtana – tj. pana, który raczył spoczywać w wyżej opisanym mauzoleum – Ahmeda I.
Wewnątrz feeria barw, ale przeważają ulubione arabskie kolory – odcienie błękitu i złota (słynne kafle iznik). Wybudowany w latach 1609-1616 z dwóch powodów: ówczesny władca chciał przewyższyć potęgą zbudowaną 1000 lat wcześniej Hagie Sofie oraz uzyskać przebaczenie Allaha za złe prowadzenie się w młodości 😉
Hagia Sofia (Aya Sofia)
Starsza siostra Niebieskiego Meczetu. Pierwotnie chrześcijańska świątynia Bizancjum. Jej potęga (wysokość 55m, średnica kopuły 33m) przygniata i zapiera dech, co potwierdzają słowa cesarza Justyniana podczas otwarcia światyni: Salomonie, pokonałem cię!
Zamieniona w 1453 roku na meczet przez Turków, po zdobyciu Konstantynopola – czego efekty można dostrzec we wnętrzu.
Cysterna Bazyliki
Wybudowana jako rezerwuar dla cesarstwa i faktycznie może pomieścić 100 000 m3 wody. Obecnie stanowi magiczny podziemny pałac. Podczas naszej wyprawy zamiast wody była tylko wilgoć 😉
Pałac Topkapi
Bardzo duży powierzchniowo kompleks, z którego rozpościera się zapierający dech w piersiach widok na panoramę miasta. Kusi przepychem, ponieważ przez 400 lat był rezydencją sułtanów. Nic dziwnego, że jest tak duży, skoro sam harem zamieszkiwał kilkaset komnat 😉
Sułtan to miał życie, ale sen z powiek spędzało mu nie tylko utrzymywanie oblubienic, ale również armii.
Nie wiemy czy ostatni sułtan wypłacił należny żołd, ponieważ po dziś dzień śródmieście usiane jest uzbrojonymi wojakami 😉
Rejs po Bosforze
Po zostawieniu za sobą Egipskiego Bazaru, który pełny był aromatów przypraw i jabłkowego tytoniu, zaraz obok mostu Galata, był punkt z którego różne łodzie zabierały turystów w rejs po Bosforze. Jak na krakowskich centusiów przystało, szukaliśmy tak długo, aż 35 EUR zmieniło się w 20 TL 😉
Z przyjemnością w ciągu półtorej godziny przekraczaliśmy wielokrotnie granice między Europą i Azją 🙂
Wielki Bazar
Jego nazwa jest adekwatna i w pełni zasłużona: wielki wybór towarów, wielki tłum oraz wielki harmider. Piękne tkaniny, ociekające cukrem słodycze i podróbki wielkich projektantów, a pomiędzy nimi krążący roznosiciele nieodzownej herbaty i targujący się kupcy.
W ramach oszczędności tylko parzyliśmy i wąchaliśmy szukając z nadzieją owoców nie przewidzianych do zamordowania w ręcznych „zgniatarkach”.
Słów kilka na zakończenie….
Tydzień w Stambule to absolutne minimum potrzebne, aby zobaczyć i poznać główne zabytki, choć wydaje się, że nawet rok to za mało, aby zajrzeć do wszystkich meczetów i spróbować wszystkich potraw.
Do powyższego zestawu polecamy dorzucić nocne podziwianie panoramy miasta – widok jest niesamowity.
Nasz czas w Stambule, odmierzany nawoływaniami muezinów, dobiega końca. Po wielu poszukiwaniach najtańszej destynacji, udało nam się znaleźć sensowne połączenie do Teheranu… przez Katar 😉
Po dotarciu na lotnisko Sabiha mieliśmy do przejścia standardową procedurę. Standardową tylko w teorii. Robisz to już setny raz, więc co może pójść nie tak? Może i to niejedno… 😉
Jestem zachwycona zdjęciami. Super!❤
Przepiękne miasto, chyba najpiękniejsze z tych, które udało mi się do tej pory odwiedzić. Jak mówią, 'będą Państwo zadowoleni’ 🙂
Pozdrowienia od rodziny z Radomia 🙂
Kamil